makaroniki malinowe

Makaroniki, czyli jak je “ugryźć”

Makaroniki! Na samą myśl o nich trzęsły mi się ręce. Za każdym razem, gdy próbowałam je zrobić, kończyło się to dramatyczną porażką… Ale powiem Wam, że te czasy już minęły 😀 Po dwóch latach podjęłam kolejne wyzwanie makaronikowe i … zobaczycie sami jak to się skończyło 🙂

Jak się wszystko zaczęło

Moje pierwsze podejście do makaroników i przebite białka… Rozpływająca się masa, wylewająca z rękawa cukierniczego… Wszystko nie tak!

Drugie podejście to z kolei za długo miksowane orzechy, co spowodowało, że powstała z nich pasta i zaczął wydzielać się olej…

Szczerze Wam powiem, na samą myśl o makaronikach dostawałam zawrotów głowy. Czy naprawdę jest to aż tak trudne?! Czy kiedykolwiek mi się to uda?! Wreszcie po dwóch latach przerwy odważyłam się znowu podejść do upieczenia makaroników. Tym razem zmobilizował mnie to tego tort, którego chciałam ozdobić tymi pięknymi ciasteczkami.

Rozpoczęłam więc studiowanie wykonania makaroników. Wzięłam udział w kilku kursach i wreszcie udało mi się ujarzmić te niesforne ciasteczka.

Kolejne (właściwe) podejście

W efekcie zdecydowałam się na pierwsze podejście do makaroników, a wybrałam malinowe. Szłam krok w krok z przepisem, powoli, bez pośpiechu… Przesiałam mąkę migdałową z cukrem pudrem. Starannie przygotowałam syrop cukrowy (choć pierwszy spaliłam do czarności 😉 ). Wlewałam powoli do bezy miksując na wolnych obrotach. Bezę w partiach dodawałam do masy migdałowej, nie za szybko mieszając, a jednocześnie skupiając się na dokładnym odpowietrzeniu masy.

Finał

Przyszedł w efekcie ostatni etap przygotowania makaroników, czyli przełożenie masy do rękawa cukierniczego i wyciśnięcie kółeczek na blachę wyłożoną uprzednio papierem do pieczenia (istnieje możliwość wykorzystania maty do makaroników, ale ja takiej nie posiadam i starałam się wyciskać kółeczka “na oko” – nie rysowałam ich wcześniej ołówkiem, ani długopisem). Wyciskałam kółeczka pod kątem prostym do blachy.

Z mojej masy otrzymałam trzy blachy ciasteczek, które suszyły się ok. 60 minut. Makaroniki piekłam “na oko” w 150°C w trybie góra-dół przez 15 minut i powiem Wam, że ostatnia blacha wyszła najlepiej 🙂

Nadszedł wreszcie czas na przełożenie upieczonych “bezików migdałowych”. Wykorzystałam krem na bazie ganache z białej czekolady ze świeżymi malinami 🙂 Moje ciasteczka, które były naprawdę przepyszne i w mig zniknęły, możecie podziwiać poniżej 😀

Po spektakularnym sukcesie z makaronikami malinowymi zdecydowałam się na upieczenie jeszcze jednych ciasteczek. Tym razem wybrałam przepis na bazie mielonych orzechów laskowych, a przełożyłam je domową nutellą z mojego przepisu. Efekt zamieszczam poniżej 🙂

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*